sobota, 26 października 2013

Chapter 4:On nie chciał, nie wiedział,że będzie na drodze jeszcze jakiś samochód

Ubrałam się w piżamę i wyszłam z pomieszczenia gdzie zauważyłam wściekłego i już ubranego Justina.
-co się stało?-zapytałam.
-nie możemy tu być-powiedział i zaczął pakować rzeczy do torby.-ubieraj się-rzucił we mnie kurtkę , sam ubierając swoją.
-dlaczego?-zadałam kolejne pytanie wkładając kurtkę na gołe ramiona.
-twój ojciec wie gdzie jesteśmy, nie mówiłaś,że masz dżpiesa w telefonie-zabrał torbę, wziął moją rękę i wyszliśmy z pokoju.
-nie wiedziałam-szepnęłam sama do siebie.
Brunet rzucił na ladę jakieś banknoty i wyszliśmy na deszcz. Szybko przebiegliśmy do samochodu  ,gdzie Justin otworzył mi drzwi i sam wsiadł od swojej strony.Weszłam do samochodu i zapięłam pas, chłopak zrobił to samo, odpalił silnik i ruszyliśmy.
-może powiesz mi dlaczego uciekasz przed ojcem?-zadał mi pytanie jadąc .Zastanawiałam się chwilę czy mu o tym powiedzieć. W sumie i tam nie długo się rozstaniemy, więc nie mam nic do stracenia.

~~Justin~~

-Od kiedy zmarła mama zmuszał mnie do robienia rzeczy-usłyszałem jaj głos ,który drżał.
-jakich rzeczy-próbowałem dalej skupiać się na drodze.
Oparła głowę o zagłówek i próbowała powstrzymać łzy. -nie musisz odpowiadać-powiedziałam widząc w jakim jest stanie. Tak na prawdę nie wiem co się ze mną dzieję. Otwieram jej drzwi, przytulam, karmię, daje moją kurtkę. Kurwa coś jest nie tak ze mną. Normalny Justin nie słuchałby jej, nie zatrzymał się i w pokoju zgwałcił i kazał spać na podłodze. Mięknę, co mnie w cale nie cieszy.
-powiedz coś o sobie-usłyszałem jej głos.
-co?-zapytałem. Nie lubiłem mówić o sobie, ale i tak w ,krotce się pożegnamy.
-wszystko-zaśmiałem się
-mieszkam NY z rodzeństwem i rodzicami. Zajmuję się tym czym się zajmuję, i mam 21 lat.-odpowiedziałem.
-jak ma na imię twoje rodzeństwo?
-Jazzmyn i Jaxon
-ile mają lat
-Jazzmyn 16 a Jaxon 17
-twoi rodzice
-Jerremy 40, Pattie 38
-dokładniej czym się zajmujesz?
-porywam dziewczyny, sprzedaję, mam kasę, ale tylko w lato
-dlaczego to robisz?
-dla kasy
-lubisz być pod czyjąś władzą?
-nie, dlatego mam też swój gang i to nie ,którzy pracuję dla mnie, ale teraz ty. Jak zmarła twoja mama?
-wypadek samochodowy, wracała z pracy, był jakiś wyścig samochodowy jakiś gangów, i wjechał w nią jakiś samochód spychając ją z klifu.-odpowiedziała. Pamiętam ten wyścig. Ale ona nie może o tym wiedzieć.
-masz rodzeństwo?
-mam brata, ale nie wiem co się z nim stało. Gdy ojciec zaczął się na mnie wyżywać on po prosu uciekł.
-jakaś inna rodzina?
-nie
-masz przejebane.
-wiem
-dojeżdżamy do pewnej granicy, jeżeli odezwiesz się chociaż raz powystrzelam wszystkich włącznie z tobą, rozumiesz?-spojrzałem na nią.
-tak
Zatrzymałem się przy bramie.
-dowody-poprosił gość stojący przy moim oknie.
Wyciągnąłem z kieszeni dwa fałszywe dowody i podałem  mu je.
-nie przewożę narkotyków-zaśmiałem się do gościa,który sprawdzał mi bagażnik i wzięłam dowody od  drugiego. Zamknął bagażnik i wszedł do małego pomieszczenia. Przed nami otworzyła się brama i przjechaliśmy.
-dobra dziewczynka-położyłem rękę na jej udzie, po czym spojrzałem na nią. Spała.Bynajmniej spokój będzie.

~~Kelsey~~
-skarbie wybacz mu-zobaczyłem mamę stojąca nad klifem
-ale co i komu mam wybaczyć mamo?-cała byłam zalana łzami
-on nie chciał, nie wiedział,że będzie na drodze jeszcze jakiś samochód
-mamo kto?-chciałam się ruszyć ale nie mogłam , czułam się jak bym była przyklejona do ziemi.
-powiedz to-usłyszałam męski głos lecz nikogo nie widziałam
-co mam powiedzieć?
-powiedz to, powiedz,że nie chcesz żebym wrócił, powiedz to!
-kim jesteś?
-no co ty, nie znasz mnie?-przed de mną pojwiła się postać. To był mój brat.
-Mx-rozpłakałam się.
-tak sądziłem, jesteś taką samą dziwką jaką byłaś-splunął

-Hej,Kelsey-usłyszałam nad sobą głos i poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię.
-c-co?-leniwie otworzyłam oczy.
-dojeżdżamy do NY , zatrzymamy się w domu,u mnie w domu, jesteś moją dziewczyną, poznaliśmy się miesiąc temu w Hiszpanii rozumiesz?-spojrzałam na niego.
-dlaczego?
-nie powiem prawdy moim rodzicom, masz się przystosować albo...
-tak, rozstrzelasz mnie-zaśmiałam się.
-jeżeli każę coś ci zrobić, robisz to bo twoja śmierć będzie długa i bolesna
-dupek
-co ty powiedziałaś?-zatrzymał się przed jakimś domem.
-to co słyszałeś.
-posłuchaj kicia-złapał mnie za gardło-przez całą drogę byłem miły, należy mi się szacunek ,który masz mi okazywać albo pogadamy inaczej-warknął mi w twarz.Puścił moją szyję i wyszedł. Zrobiłam to samo i poszłam za nim do drzwi.
-poczekaj-szepnął po czym poszedł na tyły domu, gdzie po chwili usłyszałam strzał...

|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wiem,krótki:(
Proszę o szczerzę komentarze bo ona na prawdę motywuję :)


13 komentarzy:

  1. Nie mogę sie doczekać następnego xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, świetnie piszesz mam nadzieje że niedługo dodasz ♥/Kinia xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Elo, mogła byś wyłączyć weryfikacje komentarzy ?? Bo to tylko przeszkadza xD
    A i zajebisty rozdział :*
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne czekam na nn :x

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku świetny. Czekam na następny
    Zapraszam do mnie już 11 jest http://andnoonesgonnawakemeup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo . Ciekawe , ciekawe. A i możesz wyłączyć weryfikację ?? Byłoby miło

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmieniła byś szablon ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie moge doczekac sie kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Trafiłam przypadkiem ale zostanę bo robi się ciekawie :D

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  10. Przecież telefon jej zniszczył w domu...

    OdpowiedzUsuń

Twoje zdanie:)